Niebo było zupełnie bezchmurne, dziewczyna mogła dostrzec każdą gwiazdę, mogłaby je policzyć, choć było ich tak wiele. Wyglądały jakby delikatnie zawisły w powietrzu delikatnie do niej mrugając. Wielki księżyc w pełni delikatnie oświetlał Wieżę, zdawał się błyszczeć i tak przyciągał spojrzenie, iż trudno było przestać na niego patrzeć. Po chwili kątem oka dostrzegła, że Callie i Natalie również spoglądają z zachwytem. Jakby od niechcenia spojrzała na swoje dłonie, a w niej pognieciony rulonik papieru. No właśnie, Potter!
- Dziewczyny! - zawołała cicho, a koleżanki jakby obudziły się z transu. Również przypomniały sobie o celu ich misji, zaczęły się rozglądać z niepokojem.
- No i gdzie oni są? - zaniepokojona Callie objęła się rękoma, chłód dawał o sobie znać.
Obeszły szczyt i nie znalazły dwóch Gryfonów. Zdenerwowane, a jednocześnie zawiedzione przystanęła przy zejściu.
- Chyba miałaś rac.. - zaczęła Annie, lecz przerwał jej nagły świst.
Cofnęły się w stronę barierki i z niepokojem spoglądały w stronę schodów, gdyż stamtąd doszedł je ów świst. Natalie zrobiła krok do przodu z wyciągniętą różdżką. Nagle z drzwi wyłoniła się wysoka, czarna postać, a jej równie czarne szaty łopotały na wietrze. Dementor!, pomyślała Annie. Nie, to nie może być dementor, niby skąd miałby się tutaj znaleźć? Widziała zdjęcia przedstawiające dementora w podręczniku do obrony przed czarną magią i tam wyglądał inaczej, tamten unosił się w powietrzu. Postać zbliżała się jednak do nich i przestraszone nie wiedziały co robić. Annie wyciągnęła różdżkę z kieszeni i już miała rzucić zaklęcie tarczy, kiedy ktoś ją uprzedził. Strumień niebiesko-czerwonego światła pomknął w ich stronę, rzuciły się obok, lecz trafił Callie. Krzyknęła, a wtedy jakaś siła poderwała ją do góry, tak, że zwisała głową w dół. Piszczała, a Natalie rzuciła się ku niej usiłując ją ściągnąć na ziemię.
Ale kto rzucił to zaklęcie? Annie nerwowo rozglądała się, nie była to czarna postać, nie miała różdżki, a może inaczej to zrobiła? Tymczasem zatrzymała się i zdawała oglądać tą scenę. Annie celowała w nią różdżką, a Natalie wymieniała przeciwzaklęcia które znała, próbując znaleźć jakieś, które ściągnęło by Callie w dół, teraz już lekko wierzgającej, wydawała się jakby zaraz miała zacząć szlochać.
- Expelliarmus! - zawołała Annie, nie wiedząc jak się obronić.
Postać nawet się nie ruszyła, choć zaklęcie się od niej odbiło, zdawała się nawet jakby drgać. Nie ruszyła ręką, nie ma różdżki. Jak ma ją pokonać, skoro odpycha zaklęcia?
- Drętwota! - w rozpaczy machnęła różdżką po raz kolejny.
Tym razem zaklęcie znowu się odbiło. Przestraszona Annie przysunęła się bliżej przyjaciółek. Natalie stała już teraz bezradnie patrząc na wiszącą w powietrzu Callie.
- Ściągnij mnie!
- Nie mogę! - odparła zrozpaczona Natalie - Nie umiem, nie wiem jak..
Czarna postać drgała coraz bardziej, jakby miała zaraz wybuchnąć. Krukonki zbiły się razem i czekały na rozwój sytuacji. Wtem usłyszały perlisty śmiech, który Annie tak dobrze znała. Obok postaci znikąd pojawił się James Potter, zaśmiewając się do łez. Spod czarnych szat wyłonił się Fred Weasley, również roześmiany.
- Przepraszam - wydyszał James, wspierając się na przyjacielu - Już dłużej nie mogłem.
- Nic się nie stało, sam drgałem..
- Och, przepraszam - przerwała mu Annie ostrym tonem - Ale co to ma znaczyć?
Gryfoni spojrzeli na nią nadal z uśmiechami na ustach. Już mieli odpowiedzieć, kiedy przerwało im pytanie Callie.
- Może ktoś mnie wreszcie ściągnie na dół?!
- Faktycznie, wybacz, Liberacorpus - mruknął James wskazując na nią różdżką.
Dziewczyna opadła na ziemię zwalając z nóg Natalie. Mruknęła "dzięki" i po chwili wstały otrzepując się.
- A więc czy ktoś nam to wytłumaczy? - zaczęła zirytowana Callie.
- Fred jest ranny - wycedziła Annie, idealnie naśladując głos Jamesa - Pomocy.
- To my przybiegamy wam pomóc, a wy urządzacie sobie z nas żart? - burknęła Natalie.
- Dziewczyny, spokojnie..
- A może nie spokojnie! - wybuchnęła Annie. Zwykle była osobą spokojną, więc spojrzeli wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni - Jak powiedziała Natalie, przybiegamy z pomocą, a wy co? Często urządzacie głupie kawały, czasami już tak bezmyślne, ale to jest koniec! Czy wy naprawdę nie myślicie, nie wiecie jak się bałyśmy, same na Wieży Astronomicznej z tym czymś?! - z pogardą wskazała na szaty Freda.
- Annie.. - zaczął James, próbując ją uspokoić, choć wciąż z uśmieszkiem.
- Nie, Jamesie Potterze. To było żałosne i dziecinne. A co jeśli coś by się stało? Callie wisiała w powietrzu! Czy wy moglibyście czasem pomyśleć zanim coś zrobicie?
- To było przecież obmyślane! - wtrącił Fred - Nasz plan! - lecz umilkł, kiedy zauważył spojrzenie Krukonek.
- Dość, zawiodłam się na was - powiedziała Annie chłodno, a uśmiechy zeszły z twarzy Gryfonów.
- Tylko kawał, to był tylko taki żart, przecież wiecie, że nic by się wam nie stało.
- Nie pogrążaj się - Callie spojrzała na nich ze złością - Idziemy i jeśli ktokolwiek nas przyłapie.. To wszystko wasza wina.
Ruszyła w stronę schodów prowadzących na dół, kiedy zastąpili jej przejście. Zaproponowali, że przynajmniej przeprowadzą je bezpiecznie do Wieży Ravenclawu. Były na nich wściekłe, ale perspektywa szlabanu nie była przyjemna, wiec od niechcenia zgodziły się. Fred ruszył do schodów pierwszy, za nimi Krukonki, a pochód zamykał James. Annie schodziła po schodach zła, wiedziała, że James pewnie na nią patrzy, może myśląc nad słowami jakichś przeprosin, ale nie miała zamiaru się odwracać albo dawać mu okazji do wyduszenia kilku słów. Naprawdę ją zdenerwowali, żarty żartami, ale to było po prostu głupie.
Dotarli do drzwi wychodzących na korytarz. Po jednej stronie stały dziewczyny z nachmurzonymi minami, po drugiej James i Fred naradzając się szeptem.
- Podzielmy się lepiej na dwie grupy. Możesz wziąć mapę - zaproponował James - A ja mogę wziąć pelerynę. I zaprowadzę je..
- Nie, nie. Ja wezmę pelerynę, weź mapę i zaprowadź ją.
Rozmawiali widocznie o Annie, pewnie trochę przestraszył ich jej wybuch. James spojrzał na nią przelotnie, jakby się bał, i westchnął.
- No dobrze, to wezmę mapę, spotkamy się w pokoju wspólnym, idźcie pierwsi. Powodzenia.
Fred pokazał dziewczynom wielką pelerynę. Zarzucił ją na ramiona i widzieli tylko jego głowę. Callie i Natalie trochę niepewnie spojrzały na pelerynę a następnie na Annie, a ta tylko trochę bezradnie i pocieszająco wzruszyła ramionami. Chłopak stanął pomiędzy nimi i okrył ich. Usłyszeli kroki, a potem szept Freda, aby Natalie robiła cichsze kroki. Odparła coś naburmuszona, ale nie było już nic słychać.
Mieli poczekać dziesięć minut, a następnie wyruszyć. Annie wbiła wzrok w podłogę. Kątem oka widziała, że James z wielkim zainteresowaniem przygląda się ścianom. Po chwili nieznośnego milczenia zapytała, starając by zabrzmiało to chłodno.
- Nikt ich nie przyłapie?
- Nie ma szans. Fred i ja znamy mnóstwo tajnych przejść - odpowiedział, a w jego głosie słychać ulgę, jakby miał nadzieję, że się do niego odezwie.
- A nas?
- Nas też nie - pozwolił sobie na lekki uśmiech. Po kilku minutach milczenia dodał - Czas na nas.
Annie podeszła do niego, jednak nie za blisko, gdyż złość na nich nie pozwalała jej na to. James w tym czasie wyciągnął z kieszeni kawałek pergaminu, stuknął w niego różdżką i mruknął "Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego". Zaintrygowana spojrzała na pergamin, który teraz rozwijał, jednak nie spojrzała mu przez ramię, z drugiej strony byłoby to trudne, James był wysoki, a ona zaliczała się raczej do najniższych. Dlatego też spojrzała tylko przelotnie jak jego brązowe oczy omiatają pergamin, a potem przesunęły się na nią.
- To w drogę. Trzymaj się blisko mnie.
W milczeniu kiwnęła głową. Z jednej strony nie chciała być pod jego rozkazami, zirytowało ją to, ale z drugiej strony czuła się bezpiecznie, więc w ciszy kroczyła obok w świetle jego różdżki. Zerknęła na pergamin, który trzymał, a na nim pojawiły się jakiś kreski układające się w prostokąty i kwadraty, coś tam się ruszało, przypominało to mapę, a założyłaby się, że wcześniej pergamin był pusty.
- Co to jest? - wyrwało się.
- Mapa Huncwotów - odpowiedział zajęty spoglądaniem to na mapę, to przed siebie - Pokazuje wszystkie szczegóły mieszkańców Hogwartu, tajne przejścia oraz jego mieszkańców.
- Czyli możesz kogoś śledzić? - zapytała wysokim głosem, trochę za głośno.
- Ćśś - syknął, rozglądając się nerwowo. Coś na mapie go zaniepokoiło, gdyż przełożył różdżkę i złapał ją za rękę ciągnąc do najbliższej klasy.
Na moment zapomniała o swojej złości. Chwila minęła zanim połapała się w mapie, ale zauważyła kropkę z nazwiskiem Argus Filch zmierzającą w ten korytarz. James zgasił różdżkę i stali tak w niepewności. Usłyszeli w oddali kroki, które robiły się coraz głośniejsze. Wiedziała, że to nie jest dobry moment, ale zapytała.
- Czy dziewczyny i Fred dotarli?
- Tak - odszeptał, ściskając mocniej jej dłoń, kiedy dźwięki wskazywały na to, że woźny musi być niedaleko drzwi - Mapa pokazała, że są już w pokoju wspólnym, pewnie czekają na ciebie, Fred też.
Wstrzymali oddech stając jeszcze bliżej siebie. Woźny musiał być właśnie za drzwiami. Usłyszeli jego charczenie a potem się odezwał.
- No co, moja kochana, coś tu słyszałaś? Tutaj jest klasa, ale jest zamknięta, chodźmy, może kogoś złapiemy.
Odetchnęli z ulgą słysząc oddalające się kroki. Zdali sobie sprawę, że wciąż ściskali się za ręce, więc z lekkim zakłopotaniem puścili się. Annie rozmasowywała sobie dłoń, kiedy James ponownie sprawdzał mapę. Po minucie lub dwóch wyszli, kierując się do sekretnego przejścia, którego Annie nie znała. Byli właśnie na szczycie schodów, kiedy chłopak potknął się, a mapa wypadła i wylądowała kilka stopni niżej. Krukonka wyszła już na korytarz, a po chwili ponownie dołączył do niej James, rozwijając znowu pergamin. Zrobił krok do przodu, kiedy rozległo się głośne miauknięcie.
- O nie - szepnęła.
- Koniec psot - mruknął James.
- Słucham?
- O tak - powiedział inny głos, którego miała nadzieję nie usłyszeć tego dnia - Mam was. Co ty robisz mojemu kotu! - Filch dopadł do nich i odepchnął Jamesa, który nadepnął na ogon pani Norris.
Woźny zaprowadził ich do gabinetu profesora Flitwicka, gdzie czekała już profesor McGonagall. James całą drogę starał się uchwycić jej spojrzenie i wyrazić przeprosiny swoim, lecz pozostała na to nieczuła.
* * *
- "Naprawdę się tego po tobie nie spodziewałem, panno Leighton". "Odejmuję Ravenclawowi 15 punktów oraz odbędziesz szlaban z panem Potterem w piątkowy wieczór, jeszcze przekażę wam co będziecie robić. Coś ty myślała włócząc się po zamku w nocy?" - powtórzyła znużona.
- Przykro mi..
Wprost z gabinetu profesora wróciła do Wieży Ravenclawu, nie wypowiadając nawet słowa do Jamesa. Przyjaciółki siedziały tutaj czekając na nią, były zmartwione, że tak długo ich nie ma. Ich podróż z Fredem przebiegła bezproblemowo, poczekał aż wejdą do pokoju wspólnego a wtedy odszedł.
- To jeszcze nie najgorsze - dodała z kwaśną miną - "Nie pójdziesz też w ten weekend do Hogsmeade".
- Co?! - Natalie wydała zduszony okrzyk.
- Jak on mógł! To przecież pierwsze Hogsmeade, nie wiadomo jak często będą w tym roku!
- No trudno - mruknęła - Gdyby tylko ci idioci nie wymyślili tego "świetnego" kawału!
* * *
W czwartkowy ranek Krukonki wkroczyły do Wielkiej Sali wyjątkowo wyspane, jedyne co miały zadane poprzedniego dnia to ćwiczenie zaklęcia, także szybko się z tym uporały.
Zajęły miejsca przy stole Ravenclawu. Annie pochwyciła grzankę i zaczęła rozprowadzać na niej dżem, kiedy do sali wleciały sowy - poranna poczta. Gruby puchacz szybował prosto w nie i wylądował by w soku dyniowym Natalie, gdyby go nie zabrała w ostatniej chwili. Był to Prorok Codzienny, którego subskrybowała Callie. Wyrzuciła pieniądze do woreczka przy nodze sowy, a ta odleciała.
- So tam cikaweko? - zapytała Natalie z pełnymi ustami.
- W sumie nic. Chociaż.. - spojrzała zniechęcona na jeden artykuł i prychnęła.
- Kingsley Shacklebolt, czy to aby na pewno odpowiednia osoba na stanowisko ministra magii? - Annie przeczytała na głos po czym dodała oburzona - Że co?
- Niech zgadnę... Autorem artykuły jest..
- Ta stara wiedźma, Rita Skeeter. Pamiętacie jej tekst o mistrzostwach quidditcha w 2014? Było więcej o Teddy'm Lupinie i Victoire Weasley niż o samym meczu.
- Dobrze, że Ginny Potter była zajęta meczem, bo nie byłoby żadnej relacji.
- Czy oni patrzyli co dają do druku? - wróciła do tematu Annie - Schakelbolt jest świetnym ministrem. Mój tata go kiedyś spotkał, wspaniały człowiek.
- Ponoć mimo ważnego urzędu nadal jest taki.. - Natalie szukała odpowiedniego słowa - ..zwykły. Rozumiecie, że wcale nie wywyższa się.
- Natalie, co to jest? - zapytała Annie wskazując na kolorowy magazyn w jej dłoniach.
- To? - uniosła gazetę - To Czarownica, zaczęłam ją od dzisiaj zamawiać.
- A po co ci to źródło wiedzy? - zachichotała Callie.
- Tutaj są naprawdę ciekawe porady, na przykład odnośnie wyglądu, chłopaków.. Jest tutaj też coś o włosach - zwróciła się do Annie - Poczytaj potem, może uda ci się je ujarzmić.
- Ja lubię moje włosy - obruszyła się. Natalie już otwierała usta, aby coś jej odpowiedzieć, kiedy ktoś im przerwał.
- Przepraszam.
Odwróciły się i zobaczyły, że za nimi stoi niska dziewczynka z rudymi włosami do ramion, godło Gryffindoru połyskiwało na jej piersi. Znała ją, jednak nie mogła sobie przypomnieć imienia.
- Cześć - przywitała się i skierowała wzrok na Annie - Jesteś Annie Leighton, tak?
- Tak, to ja - odparła. Spojrzała Gryfonce w oczy i poznała je, takie same brązowe oczy miał James Potter. No tak, oczy, rude włosy, wyglądała na pierwszy lub drugi rok, więc to musiała być.. - A ty jesteś Lily, siostra Jamesa, tak?
Lily pokiwała głową z uśmiechem, po czym odezwała się.
- Profesor Flitwick przysłał mnie, abym..
- Och - Annie nachmurzyła się.
- ..przekazała ci, że jutro wieczorem o ósmej dwadzieścia będziecie czyścić z Jamesem trofea i nagrody w Izbie Pamięci, macie się stawić pod Wielką Salą o ósmej piętnaście - po czym uśmiechnęła się współczująco i odeszła w stronę stołu Gryfonów, gdzie pewnie siedział Potter.
Wypatrzyła czarną czuprynę i wpatrywała się w nią intensywnie ze zmrużonymi oczami, jakby mogła tym wymierzyć karę. Chłopak jednak nie odwrócił się, zbyt zajęty złośliwym kopaniem pod stołem kolegi.
* * *
Wieczorem Annie pożegnała się z koleżankami i wyszła z dormitorium. Przechodząc przez pokój wspólny wpadła na kogoś, wytrącając mu stertę książek. Szybko schyliła się przepraszając, zaczęła je zbierać, kiedy druga osoba także ukucnęła.
- O, Jaylen - zauważyła go - Wybacz, chyba nie patrzyłam nawet gdzie idę.
- Nic się nie stało. Gdzie tak spieszysz o tej porze?
- Mam szlaban, czyszczenie nagród.
- Współczuję.. Ale czym go zarobiłaś?
- Filch złapał mnie i Jamesa Pottera na korytarzu po dozwolonej godzinie - wypaliła i zrozumiała, jak dziwnie musi to brzmieć.
Chłopak uniósł brwi, a następnie zaśmiał się. Annie pozwoliła sobie na lekki uśmiech. Podała mu ostatnią książkę i otrzepując spódnicę wstała.
- No nie spodziewałem się tego po tobie, zaskakujesz mnie.
- Mówisz jak Flitwick! - spojrzała na zegarek, który wskazywał już ósmą dziesięć - Ja lecę, bo się spóźnię!
Pożegnała się z Jaylenem i opuściła pokój wspólny. Zeszła spiralnymi schodami i żwawym krokiem przemierzała korytarze w kierunku Wielkiej Sali. Przy drzwiach stał już James, opierał się o ścianę i wpatrywał w obrazy wiszące na przeciwko. Jego prawa dłoń powędrowała do włosów, wyglądało jakby chciał je przygładzić, co znając stan jego włosów nigdy się nie widocznie nie udawało, tak jak i teraz, jedynie pogorszył panujący tam chaos. Cichymi krokami podeszła do niego i dość zimnym głosem przywitała się.
- Cześć - odpowiedział, wzdrygając się.
Zdawał się chcieć coś jeszcze dodać, ale widząc jej niechęć darował sobie. Stali tak jeszcze minutę, aż zza rogu wyłonił się zgarbiony woźny. Wycharczał coś do nich o torturach i zaprowadził do Izby Pamięci i oznajmił, że o wpół do jedenastej wróci, a do tego czasu wszystko ma błyszczeć. Środki czystości i szmatki leżały już na wolnym stoliku. Filch wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Annie rozejrzała się po sali. Nagród było mnóstwo, na półkach, w szklanych gablotach, w szafach. Z westchnieniem podeszła do płynów zostawionych przez woźnego i chwyciła pierwszą szmatkę. Odwróciła się z oczekiwaniem, że James zrobi to samo. Tymczasem Gryfon stał w tym samym miejscu, teraz uśmiechając się łobuzersko.
- Miły wieczór nam się zapowiada, nieprawdaż?
_______________________________________________________________________
Nowy rozdział trochę dłuższy, życzę miłego czytania.
Przepraszam za długi okres oczekiwania.
Liczę też na zasadę czytam = komentuję.
- O, Jaylen - zauważyła go - Wybacz, chyba nie patrzyłam nawet gdzie idę.
- Nic się nie stało. Gdzie tak spieszysz o tej porze?
- Mam szlaban, czyszczenie nagród.
- Współczuję.. Ale czym go zarobiłaś?
- Filch złapał mnie i Jamesa Pottera na korytarzu po dozwolonej godzinie - wypaliła i zrozumiała, jak dziwnie musi to brzmieć.
Chłopak uniósł brwi, a następnie zaśmiał się. Annie pozwoliła sobie na lekki uśmiech. Podała mu ostatnią książkę i otrzepując spódnicę wstała.
- No nie spodziewałem się tego po tobie, zaskakujesz mnie.
- Mówisz jak Flitwick! - spojrzała na zegarek, który wskazywał już ósmą dziesięć - Ja lecę, bo się spóźnię!
Pożegnała się z Jaylenem i opuściła pokój wspólny. Zeszła spiralnymi schodami i żwawym krokiem przemierzała korytarze w kierunku Wielkiej Sali. Przy drzwiach stał już James, opierał się o ścianę i wpatrywał w obrazy wiszące na przeciwko. Jego prawa dłoń powędrowała do włosów, wyglądało jakby chciał je przygładzić, co znając stan jego włosów nigdy się nie widocznie nie udawało, tak jak i teraz, jedynie pogorszył panujący tam chaos. Cichymi krokami podeszła do niego i dość zimnym głosem przywitała się.
- Cześć - odpowiedział, wzdrygając się.
Zdawał się chcieć coś jeszcze dodać, ale widząc jej niechęć darował sobie. Stali tak jeszcze minutę, aż zza rogu wyłonił się zgarbiony woźny. Wycharczał coś do nich o torturach i zaprowadził do Izby Pamięci i oznajmił, że o wpół do jedenastej wróci, a do tego czasu wszystko ma błyszczeć. Środki czystości i szmatki leżały już na wolnym stoliku. Filch wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Annie rozejrzała się po sali. Nagród było mnóstwo, na półkach, w szklanych gablotach, w szafach. Z westchnieniem podeszła do płynów zostawionych przez woźnego i chwyciła pierwszą szmatkę. Odwróciła się z oczekiwaniem, że James zrobi to samo. Tymczasem Gryfon stał w tym samym miejscu, teraz uśmiechając się łobuzersko.
- Miły wieczór nam się zapowiada, nieprawdaż?
_______________________________________________________________________
Nowy rozdział trochę dłuższy, życzę miłego czytania.
Przepraszam za długi okres oczekiwania.
Liczę też na zasadę czytam = komentuję.