czwartek, 10 września 2015

Rozdział 2

   Annie już wiele razy była na Wieży Astronomicznej w nocy lub wieczorem, były to lekcji astronomii. Zawsze podziwiała niebo upstrzone gwiazdami, kiedy wypatrywała przez swój teleskop. Jednak zwykłe piękno nieba było niczym w porównaniu z dzisiejszym.
   Niebo było zupełnie bezchmurne, dziewczyna mogła dostrzec każdą gwiazdę, mogłaby je policzyć, choć było ich tak wiele. Wyglądały jakby delikatnie zawisły w powietrzu delikatnie do niej mrugając. Wielki księżyc w pełni delikatnie oświetlał Wieżę, zdawał się błyszczeć i tak przyciągał spojrzenie, iż trudno było przestać na niego patrzeć. Po chwili kątem oka dostrzegła, że Callie i Natalie również spoglądają z zachwytem. Jakby od niechcenia spojrzała na swoje dłonie, a w niej pognieciony rulonik papieru. No właśnie, Potter! 
- Dziewczyny! - zawołała cicho, a koleżanki jakby obudziły się z transu. Również przypomniały sobie o celu ich misji, zaczęły się rozglądać z niepokojem. 
- No i gdzie oni są? - zaniepokojona Callie objęła się rękoma, chłód dawał o sobie znać. 
   Obeszły szczyt i nie znalazły dwóch Gryfonów. Zdenerwowane, a jednocześnie zawiedzione przystanęła przy zejściu. 
- Chyba miałaś rac.. - zaczęła Annie, lecz przerwał jej nagły świst.
   Cofnęły się w stronę barierki i z niepokojem spoglądały w stronę schodów, gdyż stamtąd doszedł je ów świst. Natalie zrobiła krok do przodu z wyciągniętą różdżką. Nagle z drzwi wyłoniła się wysoka, czarna postać, a jej równie czarne szaty łopotały na wietrze. Dementor!, pomyślała Annie. Nie, to nie może być dementor, niby skąd miałby się tutaj znaleźć? Widziała zdjęcia przedstawiające dementora w podręczniku do obrony przed czarną magią i tam wyglądał inaczej, tamten unosił się w powietrzu. Postać zbliżała się jednak do nich i przestraszone nie wiedziały co robić. Annie wyciągnęła różdżkę z kieszeni i już miała rzucić zaklęcie tarczy, kiedy ktoś ją uprzedził. Strumień niebiesko-czerwonego światła pomknął w ich stronę, rzuciły się obok, lecz trafił Callie. Krzyknęła, a wtedy jakaś siła poderwała ją do góry, tak, że zwisała głową w dół. Piszczała, a Natalie rzuciła się ku niej usiłując ją ściągnąć na ziemię. 
   Ale kto rzucił to zaklęcie? Annie nerwowo rozglądała się, nie była to czarna postać, nie miała różdżki, a może inaczej to zrobiła? Tymczasem zatrzymała się i zdawała oglądać tą scenę. Annie celowała w nią różdżką, a Natalie wymieniała przeciwzaklęcia które znała, próbując znaleźć jakieś, które ściągnęło by Callie w dół, teraz już lekko wierzgającej, wydawała się jakby zaraz miała zacząć szlochać.
- Expelliarmus! - zawołała Annie, nie wiedząc jak się obronić. 
   Postać nawet się nie ruszyła, choć zaklęcie się od niej odbiło, zdawała się nawet jakby drgać. Nie ruszyła ręką, nie ma różdżki. Jak ma ją pokonać, skoro odpycha zaklęcia? 
- Drętwota! - w rozpaczy machnęła różdżką po raz kolejny.
   Tym razem zaklęcie znowu się odbiło. Przestraszona Annie przysunęła się bliżej przyjaciółek. Natalie stała już teraz bezradnie patrząc na wiszącą w powietrzu Callie. 
- Ściągnij mnie! 
- Nie mogę! - odparła zrozpaczona Natalie - Nie umiem, nie wiem jak.. 
   Czarna postać drgała coraz bardziej, jakby miała zaraz wybuchnąć. Krukonki zbiły się razem i czekały na rozwój sytuacji. Wtem usłyszały perlisty śmiech, który Annie tak dobrze znała. Obok postaci znikąd pojawił się James Potter, zaśmiewając się do łez. Spod czarnych szat wyłonił się Fred Weasley, również roześmiany.
- Przepraszam - wydyszał James, wspierając się na przyjacielu - Już dłużej nie mogłem. 
- Nic się nie stało, sam drgałem.. 
- Och, przepraszam - przerwała mu Annie ostrym tonem - Ale co to ma znaczyć?
   Gryfoni spojrzeli na nią nadal z uśmiechami na ustach. Już mieli odpowiedzieć, kiedy przerwało im pytanie Callie. 
- Może ktoś mnie wreszcie ściągnie na dół?! 
- Faktycznie, wybacz, Liberacorpus - mruknął James wskazując na nią różdżką. 
   Dziewczyna opadła na ziemię zwalając z nóg Natalie. Mruknęła "dzięki" i po chwili wstały otrzepując się. 
- A więc czy ktoś nam to wytłumaczy? - zaczęła zirytowana Callie. 
- Fred jest ranny - wycedziła Annie, idealnie naśladując głos Jamesa - Pomocy. 
- To my przybiegamy wam pomóc, a wy urządzacie sobie z nas żart? - burknęła Natalie.
- Dziewczyny, spokojnie.. 
- A może nie spokojnie! - wybuchnęła Annie. Zwykle była osobą spokojną, więc spojrzeli wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni - Jak powiedziała Natalie, przybiegamy z pomocą, a wy co? Często urządzacie głupie kawały, czasami już tak bezmyślne, ale to jest koniec! Czy wy naprawdę nie myślicie, nie wiecie jak się bałyśmy, same na Wieży Astronomicznej z tym czymś?! - z pogardą wskazała na szaty Freda. 
- Annie.. - zaczął James, próbując ją uspokoić, choć wciąż z uśmieszkiem.
- Nie, Jamesie Potterze. To było żałosne i dziecinne. A co jeśli coś by się stało? Callie wisiała w powietrzu! Czy wy moglibyście czasem pomyśleć zanim coś zrobicie? 
- To było przecież obmyślane! - wtrącił Fred - Nasz plan! - lecz umilkł, kiedy zauważył spojrzenie Krukonek. 
- Dość, zawiodłam się na was - powiedziała Annie chłodno, a uśmiechy zeszły z twarzy Gryfonów.
- Tylko kawał, to był tylko taki żart, przecież wiecie, że nic by się wam nie stało. 
- Nie pogrążaj się - Callie spojrzała na nich ze złością - Idziemy i jeśli ktokolwiek nas przyłapie.. To wszystko wasza wina. 
   Ruszyła w stronę schodów prowadzących na dół, kiedy zastąpili jej przejście. Zaproponowali, że przynajmniej przeprowadzą je bezpiecznie do Wieży Ravenclawu. Były na nich wściekłe, ale perspektywa szlabanu nie była przyjemna, wiec od niechcenia zgodziły się. Fred ruszył do schodów pierwszy, za nimi Krukonki, a pochód zamykał James. Annie schodziła po schodach zła, wiedziała, że James pewnie na nią patrzy, może myśląc nad słowami jakichś przeprosin, ale nie miała zamiaru się odwracać albo dawać mu okazji do wyduszenia kilku słów. Naprawdę ją zdenerwowali, żarty żartami, ale to było po prostu głupie. 
   Dotarli do drzwi wychodzących na korytarz. Po jednej stronie stały dziewczyny z nachmurzonymi minami, po drugiej James i Fred naradzając się szeptem. 
- Podzielmy się lepiej na dwie grupy. Możesz wziąć mapę - zaproponował James - A ja mogę wziąć pelerynę. I zaprowadzę je.. 
- Nie, nie. Ja wezmę pelerynę, weź mapę i zaprowadź ją. 
   Rozmawiali widocznie o Annie, pewnie trochę przestraszył ich jej wybuch. James spojrzał na nią przelotnie, jakby się bał, i westchnął. 
- No dobrze, to wezmę mapę, spotkamy się w pokoju wspólnym, idźcie pierwsi. Powodzenia. 
   Fred pokazał dziewczynom wielką pelerynę. Zarzucił ją na ramiona i widzieli tylko jego głowę. Callie i Natalie trochę niepewnie spojrzały na pelerynę a następnie na Annie, a ta tylko trochę bezradnie i pocieszająco wzruszyła ramionami. Chłopak stanął pomiędzy nimi i okrył ich. Usłyszeli kroki, a potem szept Freda, aby Natalie robiła cichsze kroki. Odparła coś naburmuszona, ale nie było już nic słychać. 
   Mieli poczekać dziesięć minut, a następnie wyruszyć. Annie wbiła wzrok w podłogę. Kątem oka widziała, że James z wielkim zainteresowaniem przygląda się ścianom. Po chwili nieznośnego milczenia zapytała, starając by zabrzmiało to chłodno. 
- Nikt ich nie przyłapie? 
- Nie ma szans. Fred i ja znamy mnóstwo tajnych przejść - odpowiedział, a w jego głosie słychać ulgę, jakby miał nadzieję, że się do niego odezwie.
- A nas? 
- Nas też nie - pozwolił sobie na lekki uśmiech. Po kilku minutach milczenia dodał - Czas na nas. 
   Annie podeszła do niego, jednak nie za blisko, gdyż złość na nich nie pozwalała jej na to. James w tym czasie wyciągnął z kieszeni kawałek pergaminu, stuknął w niego różdżką i mruknął "Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego". Zaintrygowana spojrzała na pergamin, który teraz rozwijał, jednak nie spojrzała mu przez ramię, z drugiej strony byłoby to trudne, James był wysoki, a ona zaliczała się raczej do najniższych. Dlatego też spojrzała tylko przelotnie jak jego brązowe oczy omiatają pergamin, a potem przesunęły się na nią. 
- To w drogę. Trzymaj się blisko mnie.
   W milczeniu kiwnęła głową. Z jednej strony nie chciała być pod jego rozkazami, zirytowało ją to, ale z drugiej  strony czuła się bezpiecznie, więc w ciszy kroczyła obok w świetle jego różdżki. Zerknęła na pergamin, który trzymał, a na nim pojawiły się jakiś kreski układające się w prostokąty i kwadraty, coś tam się ruszało, przypominało to mapę, a założyłaby się, że wcześniej pergamin był pusty. 
- Co to jest? - wyrwało się.
- Mapa Huncwotów - odpowiedział zajęty spoglądaniem to na mapę, to przed siebie - Pokazuje wszystkie szczegóły mieszkańców Hogwartu, tajne przejścia oraz jego mieszkańców.
- Czyli możesz kogoś śledzić? - zapytała wysokim głosem, trochę za głośno.
- Ćśś - syknął, rozglądając się nerwowo. Coś na mapie go zaniepokoiło, gdyż przełożył różdżkę i złapał ją za rękę ciągnąc do najbliższej klasy. 
   Na moment zapomniała o swojej złości. Chwila minęła zanim połapała się w mapie, ale zauważyła kropkę z nazwiskiem Argus Filch zmierzającą w ten korytarz. James zgasił różdżkę i stali tak w niepewności. Usłyszeli w oddali kroki, które robiły się coraz głośniejsze. Wiedziała, że to nie jest dobry moment, ale zapytała. 
- Czy dziewczyny i Fred dotarli? 
- Tak - odszeptał, ściskając mocniej jej dłoń, kiedy dźwięki wskazywały na to, że woźny musi być niedaleko drzwi - Mapa pokazała, że są już w pokoju wspólnym, pewnie czekają na ciebie, Fred też.
   Wstrzymali oddech stając jeszcze bliżej siebie. Woźny musiał być właśnie za drzwiami. Usłyszeli jego charczenie a potem się odezwał.
- No co, moja kochana, coś tu słyszałaś? Tutaj jest klasa, ale jest zamknięta, chodźmy, może kogoś złapiemy.
   Odetchnęli z ulgą słysząc oddalające się kroki. Zdali sobie sprawę, że wciąż ściskali się za ręce, więc z lekkim zakłopotaniem puścili się. Annie rozmasowywała sobie dłoń, kiedy James ponownie sprawdzał mapę. Po minucie lub dwóch wyszli, kierując się do sekretnego przejścia, którego Annie nie znała. Byli właśnie na szczycie schodów, kiedy chłopak potknął się, a mapa wypadła i wylądowała kilka stopni niżej. Krukonka wyszła już na korytarz, a po chwili ponownie dołączył do niej James, rozwijając znowu pergamin. Zrobił krok do przodu, kiedy rozległo się głośne miauknięcie.
- O nie - szepnęła.
- Koniec psot - mruknął James.
- Słucham? 
- O tak - powiedział inny głos, którego miała nadzieję nie usłyszeć tego dnia - Mam was. Co ty robisz mojemu kotu! - Filch dopadł do nich i odepchnął Jamesa, który nadepnął na ogon pani Norris. 
   Woźny zaprowadził ich do gabinetu profesora Flitwicka, gdzie czekała już profesor McGonagall. James całą drogę starał się uchwycić jej spojrzenie i wyrazić przeprosiny swoim, lecz pozostała na to nieczuła.


*     *     *

- "Naprawdę się tego po tobie nie spodziewałem, panno Leighton". "Odejmuję Ravenclawowi 15 punktów oraz odbędziesz szlaban z panem Potterem w piątkowy wieczór, jeszcze przekażę wam co będziecie robić. Coś ty myślała włócząc się po zamku w nocy?" - powtórzyła znużona. 
- Przykro mi..
   Wprost z gabinetu profesora wróciła do Wieży Ravenclawu, nie wypowiadając nawet słowa do Jamesa. Przyjaciółki siedziały tutaj czekając na nią, były zmartwione, że tak długo ich nie ma. Ich podróż z Fredem przebiegła bezproblemowo, poczekał aż wejdą do pokoju wspólnego a wtedy odszedł. 
- To jeszcze nie najgorsze - dodała z kwaśną miną - "Nie pójdziesz też w ten weekend do Hogsmeade".
- Co?! - Natalie wydała zduszony okrzyk.
- Jak on mógł! To przecież pierwsze Hogsmeade, nie wiadomo jak często będą w tym roku!
- No trudno - mruknęła - Gdyby tylko ci idioci nie wymyślili tego "świetnego" kawału! 

*     *     *

   W czwartkowy ranek Krukonki wkroczyły do Wielkiej Sali wyjątkowo wyspane, jedyne co miały zadane poprzedniego dnia to ćwiczenie zaklęcia, także szybko się z tym uporały.
   Zajęły miejsca przy stole Ravenclawu. Annie pochwyciła grzankę i zaczęła rozprowadzać na niej dżem, kiedy do sali wleciały sowy - poranna poczta. Gruby puchacz szybował prosto w nie i wylądował by w soku dyniowym Natalie, gdyby go nie zabrała w ostatniej chwili. Był to Prorok Codzienny, którego subskrybowała Callie. Wyrzuciła pieniądze do woreczka przy nodze sowy, a ta odleciała. 
- So tam cikaweko? - zapytała Natalie z pełnymi ustami.
- W sumie nic. Chociaż.. - spojrzała zniechęcona na jeden artykuł i prychnęła. 
- Kingsley Shacklebolt, czy to aby na pewno odpowiednia osoba na stanowisko ministra magii? - Annie przeczytała na głos po czym dodała oburzona - Że co?
- Niech zgadnę... Autorem artykuły jest..
- Ta stara wiedźma, Rita Skeeter. Pamiętacie jej tekst o mistrzostwach quidditcha w 2014? Było więcej o Teddy'm Lupinie i Victoire Weasley niż o samym meczu.
- Dobrze, że Ginny Potter była zajęta meczem, bo nie byłoby żadnej relacji.
- Czy oni patrzyli co dają do druku? - wróciła do tematu Annie - Schakelbolt jest świetnym ministrem. Mój tata go kiedyś spotkał, wspaniały człowiek. 
- Ponoć mimo ważnego urzędu nadal jest taki.. - Natalie szukała odpowiedniego słowa - ..zwykły. Rozumiecie, że wcale nie wywyższa się.
- Natalie, co to jest? - zapytała Annie wskazując na kolorowy magazyn w jej dłoniach.
- To? - uniosła gazetę - To Czarownica, zaczęłam ją od dzisiaj zamawiać. 
- A po co ci to źródło wiedzy? - zachichotała Callie.
- Tutaj są naprawdę ciekawe porady, na przykład odnośnie wyglądu, chłopaków.. Jest tutaj też coś o włosach - zwróciła się do Annie - Poczytaj potem, może uda ci się je ujarzmić.
- Ja lubię moje włosy - obruszyła się. Natalie już otwierała usta, aby coś jej odpowiedzieć, kiedy ktoś im przerwał.
- Przepraszam.
   Odwróciły się i zobaczyły, że za nimi stoi niska dziewczynka z rudymi włosami do ramion, godło Gryffindoru połyskiwało na jej piersi. Znała ją, jednak nie mogła sobie przypomnieć imienia.
- Cześć - przywitała się i skierowała wzrok na Annie - Jesteś Annie Leighton, tak? 
- Tak, to ja - odparła. Spojrzała Gryfonce w oczy i poznała je, takie same brązowe oczy miał James Potter. No tak, oczy, rude włosy, wyglądała na pierwszy lub drugi rok, więc to musiała być.. - A ty jesteś Lily, siostra Jamesa, tak?
   Lily pokiwała głową z uśmiechem, po czym odezwała się.
- Profesor Flitwick przysłał mnie, abym.. 
- Och - Annie nachmurzyła się.
- ..przekazała ci, że jutro wieczorem o ósmej dwadzieścia będziecie czyścić z Jamesem trofea i nagrody w Izbie Pamięci, macie się stawić pod Wielką Salą o ósmej piętnaście - po czym uśmiechnęła się współczująco i odeszła w stronę stołu Gryfonów, gdzie pewnie siedział Potter.
   Wypatrzyła czarną czuprynę i wpatrywała się w nią intensywnie ze zmrużonymi oczami, jakby mogła tym wymierzyć karę. Chłopak jednak nie odwrócił się, zbyt zajęty złośliwym kopaniem pod stołem kolegi.



*     *     *


   Wieczorem Annie pożegnała się z koleżankami i wyszła z dormitorium. Przechodząc przez pokój wspólny wpadła na kogoś, wytrącając mu stertę książek. Szybko schyliła się przepraszając, zaczęła je zbierać, kiedy druga osoba także ukucnęła.
- O, Jaylen - zauważyła go - Wybacz, chyba nie patrzyłam nawet gdzie idę.
- Nic się nie stało. Gdzie tak spieszysz o tej porze?
- Mam szlaban, czyszczenie nagród.
- Współczuję.. Ale czym go zarobiłaś?
- Filch złapał mnie i Jamesa Pottera na korytarzu po dozwolonej godzinie - wypaliła i zrozumiała, jak dziwnie musi to brzmieć.
   Chłopak uniósł brwi, a następnie zaśmiał się. Annie pozwoliła sobie na lekki uśmiech. Podała mu ostatnią książkę i otrzepując spódnicę wstała.
- No nie spodziewałem się tego po tobie, zaskakujesz mnie.
- Mówisz jak Flitwick! - spojrzała na zegarek, który wskazywał już ósmą dziesięć - Ja lecę, bo się spóźnię!
   Pożegnała się z Jaylenem i opuściła pokój wspólny. Zeszła spiralnymi schodami i żwawym krokiem przemierzała korytarze w kierunku Wielkiej Sali. Przy drzwiach stał już James, opierał się o ścianę i wpatrywał w obrazy wiszące na przeciwko. Jego prawa dłoń powędrowała do włosów, wyglądało jakby chciał je przygładzić, co znając stan jego włosów nigdy się nie widocznie nie udawało, tak jak i teraz, jedynie pogorszył panujący tam chaos. Cichymi krokami podeszła do niego i dość zimnym głosem przywitała się.
- Cześć - odpowiedział, wzdrygając się.
   Zdawał się chcieć coś jeszcze dodać, ale widząc jej niechęć darował sobie. Stali tak jeszcze minutę, aż zza rogu wyłonił się zgarbiony woźny. Wycharczał coś do nich o torturach i zaprowadził do Izby Pamięci i oznajmił, że o wpół do jedenastej wróci, a do tego czasu wszystko ma błyszczeć. Środki czystości i szmatki leżały już na wolnym stoliku. Filch wyszedł zamykając za sobą drzwi.
   Annie rozejrzała się po sali. Nagród było mnóstwo, na półkach, w szklanych gablotach, w szafach. Z westchnieniem podeszła do płynów zostawionych przez woźnego i chwyciła pierwszą szmatkę. Odwróciła się z oczekiwaniem, że James zrobi to samo. Tymczasem Gryfon stał w tym samym miejscu, teraz uśmiechając się łobuzersko.
- Miły wieczór nam się zapowiada, nieprawdaż?


_______________________________________________________________________


Nowy rozdział trochę dłuższy, życzę miłego czytania. 

Przepraszam za długi okres oczekiwania. 
Liczę też na zasadę czytam = komentuję

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rozdział 1

- Odszczekaj to!
   Po kolacji przed Wielką Salą zebrał się tłum, w środku niego stało dwóch chłopaków mierzących się spojrzeniami. Reszta uczniów przyglądała im się z zaciekawieniem.
- Bo co? No wiesz.. Jego imię nie było nigdy do końca.. oczyszczone, kto wie, może jednak czegoś się dopuścił? - zapytał z złośliwym uśmieszkiem jeden z nich, na piersi miał godło Slytherinu.
- Daj spokój, James - jeden z gapiów podszedł do drugiego z nich i położył mu rękę na ramieniu, co wyglądało dość dziwnie, gdyż był niższy o jakieś pół głowy, jak nie więcej - Wszyscy dobrze znamy prawdę, a on po prostu lubi cię podpuszczać.
- Tak, tak, daj spokój James - przedrzeźniał go Ślizgon, specjalnie przeciągając sylaby przy jego imieniu - Posłuchaj braciszka.
- Syriusz Black nigdy nie maczał palców w czarnej magii - wycedził James, patrząc na niego z odrazą - W przeciwieństwie do twojego wujka, jak mu się żyje w więzieniu? A może, oh, był pod działaniem Imperiusa, dlatego popełnił swoje..
- Co się tutaj dzieje? - rozległ się gdzieś skrzek profesora Flitwicka i tłum natychmiast się rozszedł.
- Nic, nic, panie profesorze - odpowiedział Ślizgon.
   Odwracając rzucił Jamesowi przez ramię złośliwe spojrzenie. James prychnął rozjuszony. Trójka Krukonek stała pod ścianą patrząc na niego z zaskoczeniem.
- Jeszcze nigdy nie widziałam Pottera tak zdenerwowanego - mruknęła Annie.
- Ja też nie - Natalie nawijała kosmyki włosów na palec wpatrując się w przestrzeń, po czym nagle westchnęła - Chodźmy już, mamy tyle do roboty.. To dopiero trzeci tydzień szóstego roku, a tu już taka nawałnica.. Myślałam, że będzie trochę lepiej, no wiecie, rok przerwy pomiędzy sumami a owutemami, a tu klapa.
   I ruszyła schodami mrucząc coś pod nosem co brzmiało jak "za dużo" i "chyba oszaleli". Dziewczyny ruszyły za nią, a po chwili Annie przystanęła. Zauważyła w tłumie czarną potarganą głowę i ruszyła za nią.
- Później przyjdę! - odpowiedziała na nieme pytanie Callie.
   Dzięki swojemu wzrostowi i długim nogom stawiał bardzo duże kroki, co sprawiło, że trudno jej było go dogonić. W końcu doczłapała do niego, lecz potknęła się o kogoś stopę i uderzyła go łokciem w plecy. Odwrócił się nadal wzburzony.
- Co jest? - burknął. Spojrzał w dół i zauważył ją, natychmiast łagodniejąc - Ach, to ty. Jesteś taka niska, że cię nie zauważyłem nawet - roześmiał się.
- Ha, ha, ha - zaśmiała się ironicznie, po czym dodała poważniej - Ostra kłótnia była tam na dole.
- Idiota - znowu burknął James - Wiadomo jest, że Syriusz nie był śmierciożercą.
- Oczywiście, że tak. Pewnie nawet on to wie, tylko próbuje się rozzłościć. Nie martw się - pocieszyła go.
- Skoro tak uważasz..
   Rozmawiali jeszcze jakiś czas wyśmiewając się ze Ślizgona, a potem Annie stwierdziła, że naprawdę powinna już iść. W pokoju wspólnym zastała koleżanki pochylone nad stolikiem z nosem w książkach. Pobiegła do dormitorium po książki, pergamin oraz pióro i zajęła wolny fotel.
- Tutaj nic o tym nie ma - jęczała Natalie.
- Gdzieś musi być - ziewnęła Callie - O, mam! Rozdział siódmy, a potem trzydziesty drugi.
   Siedziały tak jeszcze dwie godziny zawzięcie na zmianę skrobiąc po pergaminie i wyszukując informacje w książkach. Annie skończyła wypracowanie na eliksiry i napisała do połowy transmutację, a resztę zostawiła na jutro. Opadła na oparcie fotela wpatrując się w ogień. Powieki powoli jej się zamykały..
- Annie? - dobiegł ją czyjś głos.
- Tak? - niechętnie otworzyła jedno oko.
- Wstawaj, już prawie dziewiąta.
- Eh - jęknęła - Sumy były okropne, myślałam, że w tym roku..
- Będzie trochę lżej - dokończyła Natalie, zwijając swój zwój pergaminu, po czym dodała z krzywym uśmiechem - Też tak myślałam.


*     *     *

   Wrzesień zleciał powoli, stając się coraz to chłodniejszy. Pogoda powoli zmieniała się na jesienną, wiatr się wzmógł i coraz częściej padało. Drużyny quidditcha zaczynały swoje treningi, więc trzy razy w tygodniu Natalie wychodziła z pokoju wspólnego z miotłą na ramieniu. Wracała zmęczona, ale bardzo zadowolona.
   W pierwszych dniach października na tablicy ogłoszeń pojawiła się kartka z datą wycieczki do Hogsmeade. Natychmiast została oblężona przez najmłodszych uczniów, szczególnie przez pierwszorocznych, starsi i wyżsi odczytywali datę z tyłu.
- Ponoć to jedyna wioska zamieszkała wyłącznie przez czarodziejów! - zawołał jeden chłopiec, którego Annie kojarzyła z Ceremonii Przydziału.
- Jak myślicie. czy Wrzeszcząca Chata naprawdę jest nawiedzona? - zapytała zaniepokojona dziewczynka, spoglądając się na koleżanki.
- Oczywiście, że jest - odparła Natalie z kamienną twarzą - Mój kolega raz tam poszedł, chciał sprawdzić to na własną rękę. No cóż.. Ręka, a dokładnie dłoń, to jedyne co po nim zostało.. - dokończyła niewinnie. 
   Dziewczyny pisnęły ze strachu i czmychnęły z pokoju wspólnego. Natalie roześmiała się i zaraziła swoim śmiechem Annie, Callie uniosła brwi w lekkim oburzeniu, lecz jej też uśmiech wkradał się na usta. 
- Och, to było niemiłe! Teraz będą się bać..
- Nie przesadzaj! - wzruszyła ramionami Natalie, zwalając się na kanapę - Przejdzie im. Przynajmniej nie będą się tam szwendać, chyba że są głupie, ale to inna sprawa.
- A co, wierzysz, że jest nawiedzona? - zapytała Annie, nawijając kosmyk włosów na palec. 
- Przecież, że nie. Znaczy, może żyje tam jakiś duch, kto to wie, ale na pewno nie jest jakaś wielce nawiedzona - żachnęła się. 
   Po pokoju rozległo się stukanie w szybę. Wszyscy zwrócili głowy w tamtą stronę, gdzie w okno stukała śnieżna sowa. Kilka głosów zachwyciło się jej wyglądem. Nikt nie wstawał, aby ją wpuścić, więc Annie, która siedziała najbliżej, otworzyła okno, a sowa wleciała do środka i usiadła na oparciu fotela. Podeszła do niej, a sowa wystawiła nóżkę z listem.
- Och, to do mnie? - zapytała zaskoczona. 
   Odwiązała liścik i rozwinęła go, okazał się krótkim skrawkiem pergaminu, na którym trochę koślawo napisana była wiadomość, wyglądało na to, że jego autor śpieszył się pisząc.


Fred jest ranny, jesteśmy na Wieży Astronomicznej
Pomocy

James         
   
   Przeczytała liścik w myślach, a następnie przestraszona przeczytała go koleżankom na głos tak, aby nikt inny go nie usłyszał. Spojrzały na nią zaniepokojone. 
- Co robimy? - zapytała Natalie, kiwając się w przód i tył. Wyglądała, jakby już obmyślała plan pomocy - Idziemy pomóc?
- Powinnyśmy - mruknęła cicho Annie, przyglądając się pismu Jamesa.
- Dziewczyny, a co jeśli to nie jest prawdziwe? 
- Co masz na myśli? 
- Znacie ich.. Co jeśli to kolejny kawał? - Callie siedziała z założonymi rękami spoglądając na nie. - W dodatku jest po ósmej, jak nas Filch złapie po dziewiątej to pewnie odejmą nam punkty, a może dadzą szlaban. Nie patrzcie tak na mnie! - zawołała, gdyż koleżanki patrzyły na nią trochę krzywo, choć zaczęły się zastanawiać, czy to aby nie na pewno jest żart - Ja naprawdę chcę im pomóc, ale nie chcę mieć kłopotów.. 
- Możliwe, ale co jeśli naprawdę mają kłopoty? - powiedziała Natalie. 
- Nie powinnyśmy ich tak zostawić, wysłał wiadomość prosząc o pomoc - dodała Annie. Chwilę gryzła się z myślami, po czym zdecydowała - Idziemy. Callie, idziesz?
- Idę - westchnęła wstając.
   Opuściły pokój wspólny i Wieżę Ravenclawu, następnie udały się w stronę Wieży Astronomicznej. Przemykały korytarzami jak najciszej umiały bojąc się spotkania nauczyciela. Oficjalnie miały jeszcze trochę czasu na przebywanie na korytarzach, ale wolały uniknąć pytania gdzie się wybierają o tak później porze, zwłaszcza, że oddalały się od swojej wieży. Były już prawie na korytarzu, na którym znajdowały się schody prowadzące do wieży, kiedy skręcając w lewo natknęły na rogu się na panią Norris. Annie zatrzymała się gwałtownie i Natalie wraz z Callie wpadły na nią. Ostatnia pisnęła prawie upadając na ziemię. Cofnęły się i wbiły w ścianę mając nadzieję, że zwierzę nie skręci tutaj. Kotka zatrzymała i spojrzała prawdopodobnie w ich stronę. Wstrzymały oddech modląc się w duchu, musiała być już dziewiąta. W oddali usłyszały woźnego nawołującego swoją kotkę. Pani Norris spoglądała jeszcze chwilę po czym machając ogonem udała się w stronę swojego pana. 
   Odczekały aż kot znajdzie się daleko i odetchnęły z ulgą. Sprawdziły raz jeszcze czy korytarz jest pusty i ruszyły schodami do góry. Były bardzo długie i wąskie, układające się w koło, podobnie jak w Wieży Ravenclawu. Wreszcie dotarły na sam szczyt lekko sapiąc. Chłodne wieczorne powietrze uderzyło je w twarze, a widok zaparł dech w piersiach.

piątek, 24 lipca 2015

Prolog

   Wszyscy biegali w pośpiechu, para buchała z czerwonej lokomotywy. Niektóre sowy pohukiwały z radością, inne trochę zniesmaczone owym harmidrem. Jakaś kobieta wpychała książkę przez otwarte okno do przedziału.
- Zapomniałeś o niej! - wysapała, a następnie pogroziła mu palcem - Jak w tym roku znowu coś zmalujesz..
   Przechodząca obok nich niska dziewczyna z wózkiem zaśmiała się. Kojarzyła syna tej kobiety, który teraz obiecywał, że będzie grzeczny, z widzenia, a jego ostatni wybryk poważnie zdenerwował woźnego. Wiatr dmuchnął mocniej i brązowe włosy przysłoniły jej oczy. Westchnęła zirytowana i odgarnęła je ręką. Wtaszczyła swój kufer do pociągu i szybko znalazła wolny przedział, odstawiła go i już była z powrotem na peronie.
- Ucz się i zachowuj dobrze - powiedziała mama ściskając ją, a młodszy brat stał trzymając ją za rąbek spódnicy.
- Ale bez przesady, czasem trzeba się też zabawić - dodał ojciec szczerząc się.
- Och, Anthony! - zaperzyła się kobieta, lecz po chwili dopowiedziała uśmiechając się - Tylko z umiarem, Annie.
- Oczywiście, mamo, przecież mnie znacie!
   Pożegnała się ostatecznie z rodziną i wsiadła. Pociąg po chwili ruszył, a Annie machała rodzicom i bratu, aż pociąg wjechał za zakręt i przestała ich widzieć. Ruszyła do swojego przedziału i w drodze natknęła się na swoją przyjaciółkę, Callie. Wyściskały się na powitanie i ruszyły do wcześniej zajętego przedziału. Otwierając drzwi zauważyły, że ktoś już tam siedzi.
- Poznałam twój kufer, Annie - wyszczerzyła się.
   Wstała i przytuliła koleżanki, przy okazji omiatając ich twarze swoimi blond włosami. Callie wypluwała je siadając. Dziewczyny zachichotały.
- No więc jak ci minęły wakacje, Natalie? - zapytała Annie blondynkę, rozsiadając się wygodnie.
- Bardzo dobrze, odwiedziliśmy ciotkę w Irlandii. Po dwóch dniach miałam dosyć jej ciasta dyniowego, ale tak to było świetnie. I zrobiłam przedwczoraj zakupy w Magicznych Dowcipach! - zawołała machając im przed nosem mała siateczką - Kupiłam samosprawdzające pióro, wreszcie, bardz..
- Ale wiesz, że po pewnym czasie zaczynają szwankować? - Callie uniosła brwi.
- ..o mi się przydadzą, wiecie jakie potrafię robić czasem błędy, aż dziw. Wiem, wiem, ale przecież się zorientuję, prawda? - dodała patrząc na koleżankę - I mam jeszcze kilka takich innych, jedno Ucho Dalekiego Zasięgu, Bombonierki Lesera, właściwie nie wiem po co, ale zawsze mogą się przydać i inne. Właśnie, najważniejsze! Przedstawiam wam.. - podniosła mały kocyk lub szmatkę, która leżała na obok niej widocznie przykrywając jakieś pudełeczko - Billa!
- Billa? - Annie wskazała na pudełko - To twój nowy pupil?
- Jakiś taki się wydaje.. - zaczęła Callie, a po chwili Annie dodała:
- Sztywny - i obie zachichotały.
   Natalie prychnęła i otworzyła koszyk. Wyciągnęła z niego na dłoniach małą kulkę, wielkości może pięści, koloru różowego pudru. Zagruchała do niej i pogłaskała.
- Och, jaki uroczy! To puszek pigmejski!
   Zauważyły kobietę z wózkiem za drzwiami, więc zawołały ją i kupiły trochę pasztecików i czekoladowych żab. Callie odpakowała jedną pierwsza i oddała kartę Natalie, która jeszcze jej nie miała. Za oknami powoli się ściemniało, krajobraz również zaczął się zmieniać. Mknęli teraz przez rozległe i gęste lasy oraz okazjonalnie jakieś stawy i jeziora. W końcu stwierdziły, że założą już szaty. Pociąg zaczął powoli zwalniać i po chwili zatrzymał się na stacji Hogsmeade. Chwyciły swoje rzeczy i ruszyli do wyjścia. Uczniowie powoli wylewali się na peron, a pierwszoroczni udali się za gajowym, aby dostać przepłynąć przez jezioro łódkami. Reszta zapakowała się do powozów, które tylko z pozoru jechały same. Kiedyś jakiś inny Krukon powiedział Annie, że powozy ciągną testrale, zwierzęta które widzą tylko ci, którzy widzieli czyjąś śmierć. Stwierdziła potem, że chyba lepiej jest widzieć powozy, które jadą "dzięki magii".
   Rozpętała się prawdziwa burza. W oddali widać już było błyski, więc uczniowie czym prędzej wbiegali po śliskich schodach do drzwi wejściowych. W sali wejściowej wszyscy otrzepywali się z wody i wkraczali do Wielkiej Sali. Setki świecy były zawieszone nieruchomo w powietrzu nad ich głowami. Zaczarowany sufit pokazywał właśnie burzę, która szalała nad Hogwartem. Biedni pierwszoroczniacy, pomyślała Annie, strasznie zmokną. I nie myliła się.
   Ledwo zasiadła do stołu Ravenclawu, drzwi otworzyły się i wraz z profesorem Flitwickiem wkroczyły dwa rzędy uczniów, wszyscy byli wyżsi od nauczyciela zaklęć. Postawił stołek przed stołem nauczycielskim, położył na niej Tiarę Przydziału, która odśpiewała swoją pieśń, a następnie wyjaśnił pierwszoroczniakom, co mają zrobić. Annie wsparła głowę na dłoni i obserwowała ceremonię, która przebiegła szybko i sprawnie. Z amoku wytrącił ją dopiero głos dyrektorki, która otworzyła ucztę, naczynia wypełniły się różnymi potrawami. Z wielką ochotą zabrała się do jedzenia, czuła się już trochę głodna.Wcinała pieczone ziemniaczki przysłuchując się rozmowie Natalie i Jaylena, Krukona z ich roku, kapitana drużyny quidditcha.
- Piorun VII jest świetny - mruknęła Natalie, przełykając spory kęs.
- Oczywiście, ale chyba zgadzam się z opinią, że twórcy poświęcili bezpieczeństwo na tej miotle dla szybkości. Osiąga dużą prędkość, ale za bezpiecznie na niej nie jest.
- W sumie.. Choć ja tam lubię mojego Nimbusa, może ten model 2000 jest już trochę stary, ale świetnie mi służy.
- Tak, Nimbusy są dobre. Uważam nawet, że nie ma takiej wielkiej różnicy pomiędzy 2000, a 2001 - wyznał Jaylen - chociaż Steven z Hufflepuffu mówił mi, że 2001 są o wiele lepsze. Trochę szybsze, fakt, ale jak dla mnie szału nie ma.
   Na stole pojawiły się desery. Choć Annie była już najedzona, nałożyła sobie duży kawałek owocowego ciasta. Było tak pyszne, że nie miała ochoty wstawać od stoły.
- Domowe jedzenie jest pyszne - jęknęła Callie wmuszając w siebie kolejną kremówkę, która pomyślała chyba to samo co Annie - ale uczty w Hogwarcie to coś dlaczego żyję.
   Dyrektorka zakończyła ucztę pożegnalnymi słowami i uczniowie powstali. Prefekci od razu zgromadzili pierwszoroczniaków, aby zaprowadzić ich do Wieży Ravenclawu. Reszta Krukonów powlokła się za nimi, byli już trochę senni i objedzeni. Annie wraz z przyjaciółkami przeszła przez pokój wspólny wprost do dormitorium. Przebrały się i padły na swoje łóżka. Porozmawiały jeszcze chwilę, po czym zapadły w mocny sen.